Władysław Raczyński “Grom”

a
Ciekawy zestaw dokumentów do pobrania:
a
a
Materiał udostępniony za zgodą Autora Moje Dni z Żołnierzami Wyklętymi. Dziękujemy!
a
Dzień DCCX (710): Władysław Raczyński “Grom”
a
Sen
Śniłem sen, cudny sen…
najpiękniejszy z wszystkich snów,
Śniłem że wróciły Polsce,
Piękne Wilno, stary Lwów.
Śniłem jeszcze, że nasz Biały
Orzeł – złączył wszystką ziemię,
Którą kiedyś przed wiekami
Wywalczyło Chrobrych plemię.
Śniłem jeszcze, że Dniepr wodę
Poprzez Polską ziemię toczy
I cieszyłem się tak bardzo
Aż mi łzy nabiegły w oczy.
Prawda że to sen uroczy
Był – powiedz Marylko
Jeszcze teraz wilgną oczy,
Z Żalu, że to był sen tylko.
Władysław Raczyński urodził się 03.02.1919 r. w Ślesinie. Był synem Władysława i Kazimiery z domu Kwiatkowska. Z rodziną mieszkał w Zalesiu Królewskim.
Wraz ze swym ojcem brał udział w kampanii wrześniowej. Ojciec do domu już nie wrócił, osierocając ośmioro dzieci. Władysław miał więcej szczęścia i powrócił z frontu do domu, z którego zaraz musiał uciekać poszukiwany przez Gestapo.
Udał się do Warszawy i znalazł pracę w mleczarni, której właścicielem był Niemiec. Jednocześnie należał do AK i prawdopodobnie w ramach akcji „Wachlarz” wysadzał niemieckie magazyny broni. Wydaje się rzeczą nieprawdopodobną, ale gdy jego siostra została aresztowana w łapance, Władek wraz ze swą „grupą”, odbił ją z transportu. Bezpieczną pracę w mleczarni przerwał incydent, gdy został uderzony w twarz przez właściciela firmy. Wtedy “Grom” dotkliwie pobił Niemca. Odbył się sąd, który uniewinnił Władka, dając wiarę świetnym adwokatom, że w/w bronił honoru niemieckiej „gapy”, ponieważ Niemiec zrzucił z głowy uderzonego czapkę z niemieckim orłem. Jednak, aby nie zostać aresztowany przez Gestapo uciekł do Berlina. Mieszkali tam również bracia ojca. Znalazł tam chwilową przystań. Władek wstąpił do niemieckiej organizacji paramilitarnej i wraz z nią pojechał na front wschodni. Tam zdezerterował i znalazł się w sowieckiej partyzantce. Następnie los rzucił go do sowieckiej armii. Tam napisał podanie o przeniesienie go do Dywizji Kościuszkowskiej, ale mając już zgodę dowództwa wyraził się nieopatrznie, że to i tak wszystko jedno – ponieważ czy tu, czy tam i tak wszędzie komenderują ruscy. Za te słowa skierowany do karnej kompani, z której już na terenach IIRP uciekł. I tak, jak w 1939 roku, zjawił się w domu wzbudzając radość matki i rodzeństwa. Zjawił się już po raz ostatni. Nie mógł pozostać w domu i ponownie udał się Warszawy. Nawiązał kontakt z AK, prawdopodobnie z organizacją „NIE”. Otrzymał polecenie organizowania grupy oporu na terenie Świecia. Tu wiemy z IPN, że założył siedmioosobowy oddział AK w Zalesiu Królewskim (pow. Świecie). Grupa powstała jesienią 1945 r. Został dowódcą grupy, a Bolesław Kobus “Kogut” jego zastępcą. Członkowie tej grupy dokonywali rekwizycji żywności i rowerów, głównie na szkodę żołnierzy sowieckich, którym odbierali zrabowane Polakom mienie. We wrześniu 1945 r. w Borach Tucholskich rozbroili i zastrzeli jednego żołnierza sowieckiego. W trakcie scalania różnych „zbrojnych aktywności” “Grom” został wydany przez znajomego (kuzyna?) o nazwisku Faleron, który był folksdojczem, a następnie pracownikiem UB.
Mimo krótkiej działalności i młodego wieku członkowie AK przez wojskowy wymiar sprawiedliwości potraktowani zostali bardzo surowo.
Rozprawa sądowa przeciwko członkom tej grupy odbyła się 1 marca 1946 r. przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Poznaniu na sesji wyjazdowej w Inowrocławiu. Trzech akowców: Władysława Raczyńskiego “Groma”, Konrada Krzyżelewskiego i Bolesława Kobusa ..Koguta” 24 maja 1946 r. skazano na karę śmierci. Pozostałym wymierzono karę od 3 do 8 lat pozbawienia wolności. B. Bierut (8 IV 1946) nie skorzystał z prawa łaski w stosunku do żadnego ze skazanych.
24 maja 1946 roku na więziennym dziedzińcu Więzienia Karno-Śledczego w Inowrocławiu odbyła się egzekucja. Przed egzekucją młodzi żołnierze plutonu egzekucyjnego rzucili broń i odmówili wykonania rozkazu. Wtedy to pijany dowódca tegoż plutonu sam wystrzelił z broni automatycznej w kierunku skazańców, trafiając ich w nogi. Asystujący przy egzekucji więzienny lekarz – Czesław Zagórski zaprotestował przeciwko ponownemu oddaniu strzału w kierunku skazanych, powołując się na konwencję międzynarodową, która zabraniała oddania drugiego strzału, jeśli pierwszy był chybiony. W takim przypadku skazańcy powinni być ułaskawieni. Dowódca plutonu mimo tych protestów oddał jednak śmiertelne strzały w kierunku skazanych.
W aktach pozostało podanie Kazimiery Raczyńskiej, matki Władysława, zam. w Inowrocławiu, ul. Wałowa 23, w którym pisała, że w 1939 Niemcy zabili jej męża, że ma ośmioro dzieci, że syn, którego teraz traci, był jej jedyną nadzieją, że „przez całą okupację niemiecką biedny on musiał się ukrywać, za co, za to, że był Polakiem, że nie dał pluć sobie w twarz, w 1939 r.. poszedł jako ochotnik by walczyć, następnie jako partyzant był w Rosji i stamtąd wrócił do Ojczyzny…
a
Cześć i Chwała Bohaterom !!!
a
Adnotacja Autora: Na podstawie artykułu z fb Krzysztofa Jana Kozara i IPN.

Opublikuj w mediach społecznościowych

Scroll to Top