08.09.2021r.
W dniu 8 września 2021r. o godzinie 17:00 w Muzeum Solca im. Księcia Przemysła w Solcu Kujawskim miała miejsce inauguracja wystawy poświęconej Błogosławionemu Czesławowi Jóźwiakowi jednemu z Poznańskiej Piątki.
Gościem specjalnym uroczystości był nasz przyjaciel Ksiądz Jarosław Wąsowicz, to na jego zaproszenie udaliśmy się do Solca by jako jedni z pierwszych zobaczyć zaprezentowaną wystawę.
Po przemówieniach wprowadzających i przybliżających zarówno kulisy przygotowania samej wystawy jak też głównego jej Bohatera.
Kim był bł. Czesław Jóźwiak, cóż to TA Poznańska Piątka?
Czesław Jóźwiak urodził się 7 września 1919 w Łażynie niedaleko Solca Kujawskiego (k. Bydgoszczy). Jako jedno z czwórki dzieci Leona, uczestnika Powstania Wielkopolskiego i Marii z domu Iwińskiej. Pierwsze lata beztroskiego dzieciństwa spędził na wsi.
Do szkoły powszechnej i gimnazjum uczęszczał w polskiej już Bydgoszczy, gdzie kształcił się w cieniu wspomnień niezwykłych wydarzeń, które pozwoliły Polsce nie tylko odrodzić się, ale i obronić swoje granice…
W 1930 r. rodzina przeprowadziła się do Poznania, gdzie jego ojciec, jako funkcjonariusz policji śledczej (rozpracowywał m. in. członków organizacji komunistycznej) otrzymał przydział służbowy.
W Poznaniu został wychowankiem Salezjańskiego Oratorium św. Jana Bosko w Poznaniu przy ul. Wronieckiej. Z czasem stał się niekwestionowanym autorytetem dla chłopców z Oratorium. Cechy przywódcze współgrały w nim z ogromną życzliwością i gotowością niesienia pomocy.Opiekował się młodszymi, dlatego nazywali go „Tato”.
Nie dziwi więc, że został — pod kierownictwem duchowym ówczesnego dyrektora Oratorium, księdza Augustyna Piechury, prezesem Towarzystwa Matki Bożej Niepokalanie Poczętej, jednej z grup formacyjnych przy Oratorium.
Aktywnie udzielał się we wszystkich zajęciach oratoryjnych – organizował zawody sportowe, występował w przedstawieniach, śpiewał w chórze, gromadził wokół siebie młodszych chłopców, by opowiadać im historie z Trylogii Sienkiewicza. Przed wyjazdami na kolonie mamy zwracały się do niego o opiekę nad synami, a chłopcom nakazywały “słuchać się Czesia”.
Ale koledzy dostrzegali w nim też inną stronę. Wydawał im się „naturą refleksyjną […]. W jego postawie zauważalna była pobożność, widoczna zwłaszcza, gdy po Komunii św. odchodził od ołtarza i modlił się”
Czesiu Jóźwiak spełniał się w czynieniu dobra. Świadczył je ochoczo i sumiennie. Było to jego żywiołem.
Uczęszczał do gimnazjum św. Jana Kantego. Zachowane po dziś dzień świadectwa szkolne bezlitośnie zdradzają, że raczej nie był prymusem. Za to należał do harcerstwa i również w tej organizacji udzielał się.
Mając 16 lat, wspólnie z Edwardem Kaźmierskim, udał się na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy, aby podziękować Pani Jasnogórskiej za ukończenie szkoły i prosić o wskazanie dalszej drogi życia…
Miała ona wieść przez czasy naznaczone wojną. Przed jej wybuchem ukończył jeszcze kurs młodzieżowej organizacji wojskowej — Przysposobienia Wojskowego…
1 września na wieść o przekroczeniu granicy polskiej przez Niemców Czesław, wraz z piątką przyjaciół z Oratorium: Edwardem Kaźmierskim, Franciszkiem Kęsym, Edwardem Klinikiem, Jarogniewem Wojciechowskim i Henrykiem Gabryelem, jako Polak i gorliwy, świadomy katolik postanowił wstąpić do wojska. Jako jedyny z grupy otrzymał mundur i broń.
W kampanii wrześniowej walczył w batalionie Obrony Narodowej „Koronowo”. Jego batalion, wchodzący w skład armii „Pomorze” wziął udział w zmaganiach niedaleko Koronowa. Walczył tam nawet ponoć na bagnety, rzucając butelkami z benzyną w niemieckie czołgi. Później ze swą jednostką uczestniczył w bitwie na Bzurą (9‑22.ix.1939 r.). Kilka lat potem, już w niemieckim więzieniu, miał wspominać wojenne przeżycia, opowiadając o walce „na bagnety”, kiedy wojsku zabrakło amunicji, czy o ukrywaniu się w szuwarach po przegranej walce. Miał przy tym powtarzać: „Dlaczego nie zginąłem na wojnie jako żołnierz, byłaby to przynajmniej śmierć honorowa, a tu muszę ginąć jak pies pod płotem”. Tej rezygnacji towarzyszyła wszelako inna konstacja, iż „ojczyzna potrzebuje również naszego cierpienia, tak jak potrzebuje walki żołnierzy”.
Po załamaniu się kontrofensywy wojsk armii „Pomorze” i armii „Poznań” i rozbiciu oddziału pod Kutnem, wrócił, przebrany w cywilne ubrania, do Poznania. Tam spotkał się z przyjaciółmi z Oratorium, którzy w międzyczasie uczestniczyli w demonstracjach młodzieży, domagającej się zorganizowania obrony Poznania, a gdy to się nie stało opuścili miasto i udali się w kierunku Warszawy. Wszyscy dostali się do niewoli niemieckiej, ale udało im się uciec i spod Kutna dotarli do domów.
Wielkopolskę Niemcy szybko włączyli bezpośrednio do Rzeszy Niemieckiej i natychmiast poddali mieszkańców rygorom prawa niemieckiego. Polacy traktowani byli jako obywatele drugiej kategorii, przeznaczeni na wywłaszczenie i wywiezienie na wschód.
Rozpoczęły się też bezpośrednie prześladowania, w szczególności elit polskich, w ramach programu fizycznej likwidacji polskiej inteligencji i warstw przywódczych niem. „Intelligenzaktion” (pl. akcja inteligencja), zwanej także niem. „Flurbereiningung” (pl. akcja oczyszczenia gruntu). W dziesiątkach miejsc w latach 1939‑40 r. Niemcy mordowali polskich kapłanów, nauczycieli, pracowników urzędów państwowych… Podobną zbrodniczą politykę stosowali Rosjanie na terenach przez siebie zajętych…
W Poznaniu Niemcy jedną z pierwszych decyzji zamknęli Oratorium i wprowadzili obowiązek pracy — nawet dla czternastoletnich dzieci. Czesław zaczął pracować fizycznie jako pomocnik malarza w zakładzie rzemieślniczym.
Prawie od razu zaangażował się w działalność konspiracyjną. Prezes Towarzystwa Niepokalanej, był też szefem organizacji “Wojsko Ochotnicze Ziem Zachodnich”. Związał się z rodzącym się konspiracyjnym wysiłkiem niepodległościowym mocno zakorzenionego w Wielkopolsce szeroko rozumianego ruchu narodowego. Został zaprzysiężony w tajnej organizacji zdelegalizowanego przez Niemców Stronnictwa Narodowego — Narodowej Organizacji Bojowej NOB.
„Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu i Trójcy Świętej oraz Tobie Mario — Królowo Korony Polskiej, stać wiernie na straży u boku idei narodowej Wielkiej Polski. Przysięgam nigdy, nigdzie nie mówić o sprawach organizacji, której jestem członkiem, nawet z moimi najbliższymi członkami rodziny. Przysięgam nie przystępować do innej organizacji, być wiernym i na zarządzenie uczynić wszystko dla dobra Polski.
Otrzymany rozkaz wykonać nawet wtedy, gdyby to miało kosztować moje życie.
Tak mi Panie Boże i Męko Jego Syna dopomóż.
Amen.”
Jako dowódca zaprzysięgnąć w szeregi NOB czterech kolegów z Oratorium: Edwarda Kaźmierskiego, Franciszka Kęsego, Edwarda Klinika i Jarogniewa Wojciechowskiego oraz trzech towarzyszy kampanii wrześniowej. Poznańską piątkę utworzył prawdopodobnie w styczniu 1940 r. — jego zastępcą został Edward Klinik. Zadaniem owej sekcji organizacyjnej NOB było rozpoznanie wywiadowcze obiektów Wehrmachtu, czyli niemieckiej armii — takich jak zajęte przez jednostki piechoty tereny szkoły podstawowej przy ul. Garbary i koszary przy Forcie VIII im. gen. Kazimierza Grudzielskiego, zwane potocznie koszarami Grolmana (część zbioru fortyfikacji — Twierdza Poznań) — oraz obiektów zajmowanych przez Luftwaffe, czyli niemieckie lotnictwo — gmach Gimnazjum Bergera w poznańskim Śródmieściu. Prowadzono też kolportaż konspiracyjnej gazetki „Polska Narodowa”.
Istnieją również przesłanki, że chłopcy — przynajmniej Czesław — brali udział w zbieraniu informacji dla polskiej konspiracji o obywatelach polskich, którzy składali wnioski o wpis na niemiecką listę narodowością (folkslistę DVL), czyli tzw. Volksdeutsche.
Chłopcy poznańskiej piątki byli zatem jednymi z pierwszych, którzy obserwowali tych Polaków, którzy poddali się presji niemieckiej i zgłaszali swój akces do narodu niemieckiego, wyrzekając się jednocześnie polskości (nie zawsze było wszelako to dobrowolne).
Od końca 1939 r., z upoważnienia NOB, Czesław zajmował się również, z pomocą swych przyjaciół, organizowaniem tajnego Harcerstwa Polskiego, zwanego też „Hufcami Polskimi”, związanego w odróżnieniu od Szarych Szeregów, z ruchem narodowym, którego naczelnikiem był Stanisław Sedlaczek. W Poznaniu tą inicjatywą kierował ówczesny gimnazjalista, phm. Lech Masłowski ps. „Jerzy”.
Już 2 stycznia 1940 r. piątka przyjaciół prawd. uczestniczyła w uroczystej zbiórce zorganizowanej przez phm. Lecha Masłowskiego w pierwszą rocznicę śmierci Romana Dmowskiego. I to prawd. wówczas Czesław został zaprzysiężony w NOB, przyjmując konspiracyjny pseudonim „Piotr” (potem używał także pseudonimu „Orwid”).
Miesiąc później, w lutym 1940 r. grupa „Jerzego” przeprowadziła akcję prowokacyjną przeciwko pięciu osiedleńcom, tzw. Niemcom bałtyckim, na gospodarstwa odebrane polskim właścicielom, polegającą na wrzuceniu do ich mieszkań ulotek o treściach krytycznych wobec władz niemieckich, z jednoczesnym powiadomieniem niemieckiej tajnej policji politycznej (Gestapo).
W marcu 1940 r. nastąpiły masowe aresztowania członków podziemnej chorągwi w Poznaniu. Niemcy zatrzymali ok. 100 polskich harcerzy, co doprowadziło do faktycznej likwidacji tamtejszej organizacji.
Chłopcy z Oratorium uniknęli wówczas aresztowań…
Poznańska piątka nawiązała też kontakt z inną podziemną organizacją — Wojskową Organizacją Ziem Zachodnich WOZZ. Młodzi ludzie uczestniczyli także w szeroko rozumianej działalności młodzieżowego chóru chłopięcego kierowanego przez Stefana Stuligrosza. Pomimo masowych aresztowań duchowieństwa śpiewali w jeszcze nie zamkniętych kościołach, organizowali w dni wolne od pracy wypady za miasto, opiekowali się młodszymi kolegami.
Gestapo ów chór, i środowisko młodzieży z nim związane, obserwowało szczególnie.
23 września 1940 r. Czesław został aresztowany. Wraz z nim Gestapo aresztowało jego salezjańskich przyjaciół. Miał szansę się ukryć — wraz ze starszym bratem i ojcem. Namawiano go do tego. Spodziewał się aresztowania, bowiem Edwarda Klinika i Henryka Gabryela Gestapo zatrzymało parę dni wcześniej. Nie zgodził się, obawiając represji wobec matki i siostry.
W Poznaniu początkowo zawieziono ich do siedziby Gestapo zorganizowanej w „Domu Żołnierza”. Gdy Niemcy zabrali im wszystkie rzeczy osobiste, znaleźli przy nich także różańce. Wyrzucili je do kosza na śmieci, szydząc z chłopców. Ci zaś, kiedy tylko zostali na chwilę sami, nie rzucili się na dokumenty, czy pieniądze, tylko każdy z nich wyciągnął z kosza swój różaniec.
Już pierwszego dnia skatowano ich okrutnie, oskarżając o założenie w Oratorium nielegalnej organizacji. W „Domu Żołnierza”, w piwnicach, Niemcy ustawili specjalne stoły, na których rozciągano aresztowanych i bito, niejednokrotnie do utraty przytomności.
Z Gestapo Czesław został przewieziony do osławionego obozu koncentracyjnego KL Posen — Fort VII — w Poznaniu. Tam spotkał się z aresztowanymi przyjaciółmi. Odtąd, o ile możliwe, trzymali się razem, a kiedy rozrzucono ich po różnych celach, widywali się tylko na podwórzu i wymieniali choćby uścisk dłoni, karteczki zachęcające do wspólnych praktyk, tak jak w Oratorium.
Przesłuchiwano go też w więzieniu przy ul. Młyńskiej (innej siedzibie Gestapo). Tam w wyniku obrażeń odniesionych podczas torturowania, bicia, maltretowania — jako przywódca grupy był najbardziej katowany — został skierowany do więziennego szpitala.
16 listopada 1940 r. przewieziono go do więzienia we Wronkach, gdzie siedział w pojedynczej celi oznaczonej napisem „Hochverrat” (pl. „zdrada stanu”). Mimo odosobnienia przyjaciele jakoś się porozumieli i przygotowywali się do Bożego Narodzenia salezjańską nowenną, w jakiś sposób razem… Jeden z nich odtworzył ją z pamięci i przepisał na skrawkach papieru. Odprawili ją w tym samym czasie, jak czynili to na wolności.
23 kwietnia 1941 r. Czesława przewieziono, wraz z przyjaciółmi, do więzienia sądowego w dzielnicy Berlina — Neukölln (oprócz Jarogniewa Wojciechowskiego, którego dowieziono do więzienia w dzielnicy Spandau — o przydziale decydowało nazwisko: jak zawsze pedantyczni Niemcy więźniów o nazwiskach zaczynających się na literę z pierwszej połowy alfabetu kierowali do Neukölln, pozostałych do Spandau). Przetrzymywano go m.in. w celi nr 114. Pracował przy lepieniu torebek, kręceniu sznurka, sortowaniu cebuli.
Szczególnie uwziął się na niego najmłodszy z więziennych funkcjonariuszy, niejaki Evert…
W maju 1942 r. przetransportowano go do szczególnie ciężkiego więzienia w Zwickau na Zamku Osterstein, prowadzonego przez niemiecką „eskadrę ochronną NSDAP”, czyli okryte zła sławą SS, gdzie oczekiwali na „sądową” rozprawę.
Przetrzymywano go w 80‑osobowej celi. Wszyscy więźniowie morderczo pracowali w mieście, zaprzęgano ich nawet do wozów.
Przez cały okres, w czasie wielomiesięcznych przesłuchiwań — torturowania, katowania — młodzi chłopcy, przywódcy poznańskiej katolickiej młodzieży, zachowywali niezwykły spokój i niespotykaną pogodę ducha.
„Nie zwątpiliśmy nigdy, nawet w okrutnych warunkach, podczas więziennej gehenny, pozostawaliśmy apostołami księdza Bosko. Nie załamało nas śledztwo, rozdzielenie po różnych celach, terror i uciążliwy głód. Pomimo udręczeń fizycznych, moralnych, stosowanych tortur, gdy tylko drzwi zamykały się za odchodzącym gestapowcem, wracały humor i pogoda ducha. Często współwięźniowie mówili, że jesteśmy jacyś inni i pytali, czy przypadkiem nie jest nam dobrze w więzieniu…”
Ze współwięźniami Czesław dzielił się nawet swoimi głodowymi racjami chleba. Dodawał ducha, często żartował, starał się pocieszać innych, mimo że zdawał sobie sprawę z powagi własnej sytuacji…
Jeden ze współwięźniów tak określił Czesława: „Miał dobre serce, spokojny charakter i krystaliczną duszę… Pewnego dnia zwierzył mi się z jednego z jego zmartwień: aby nigdy nie popełnić jakiegokolwiek aktu przeciw czystości”.
Wreszcie 31 lipca 1942 r. przyjaciele — poznańska piątka — stanęli przed niem. Strafsenat des Oberlandesgerichts (pl. Wydział Karny Wyższego Sądu Krajowego) w Poznaniu na sesji wyjazdowej w Zwickau. Oskarżono ich o członkostwo „nielegalnej organizacji ‘Stronnictwo Narodowe’”, a w szczególności „ramienia zbrojnego tej partii — ‘Narodowej Organizacji Bojowej’”. Głównym inkryminowanym celem ich działalności miało być „szpiegowanie, mające służyć przygotowaniu powstania“. A to uznane zostało za „zdradę stanu”. Niemcy po prostu uznali, że aresztowani — po „przyłączeniu” Poznania do Rzeszy — automatycznie stali się „obywatelami Niemiec”, a ich działalność w Oratorium za zdradę główną.
Rozprawę, „w imieniu narodu niemieckiego”, prowadzili trzej „wybitni” przedstawiciele tegoż narodu, wszyscy z naukowymi tytułami doktorskimi, podobnie zresztą jak i prokurator.
Mimo iż wszyscy podsądni zgodnie odrzucili ustalenia śledztwa prowadzonego przez Gestapo — w raporcie sądowym znalazło się zdanie: „Po odczytaniu […] zeznań policyjnych na rozprawie głównej zgodnie oświadczyli, iż słowa te zostały im włożone w usta przez funkcjonariusza dokonującego przesłuchania” — pięciu przyjaciół z Oratorium salezjańskiego: Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik, Jarogniew Wojciechowski, oraz dwaj inni, młodzi Polacy z kręgów narodowych, koledzy z Narodowej Organizacji Bojowej — Hieronim Jędrusiak i Marian Kiszka, którzy w konspiracji znaleźli się dzięki Czesławowi — zostali skazani na śmierć przez zgilotynowanie. Tylko Henryk Gabryel (ur. 1922, Poznań) został 2 sierpnia 1942 r. zwolniony, oskarżono go tylko o niedopełnienie obowiązku denuncjacji oraz o posiadanie ulotki konspiracyjnej, skazano na rok, z zaliczeniem na poczet kary okresu dwuletniego śledztwa — i przeżył, by dać świadectwo.
Wyrok skazanym odczytano 3 sierpnia 1942 r. (albo 5 sierpnia 1942 r. — pod tą datą po uzasadnieniem wyroku podpisali się „sędziowie”). Warto — za opracowaniem p. Rafała Sierkuły z Instytutu Pamięci Narodowej IPN w Poznaniu — zacytować tutaj obszerne wyjątki z uzasadnienia wyroków:
„Po całkowitym rozbiciu władzy państwowej we wrześniu 1939 r. upadło również państwo polskie. Terytorium i społeczeństwo byłej Rzeczypospolitej Polskiej, zgodnie z zasadami, podlegało (zasada debellatio [i.e. zawojowanie]) władzy Wielkiej Rzeszy Niemieckiej jako państwa zwycięskiego. Führer skorzystał z tego prawa, wydając dekret z dnia 8 października 1939 r., na podstawie którego teren Reichsgau Wartheland został wcielony do Rzeszy.
Ten stan prawny, obowiązujący również Polaków, miał zostać zmieniony w wyniku powstania przygotowywanego przez SN [Stronnictwo Narodowe]. Miało tutaj powstać nowe niepodległe państwo polskie. Celem nielegalnej organizacji była więc «zdrada stanu» […]
Oskarżeni zagrozili bezpieczeństwu Wielkiej Rzeszy Niemieckiej podczas stanu wojny. Zgodnie z zasadą prawną stosowaną przez Sąd, oskarżeni zasłużyli na karę, jakiej, biorąc pod uwagę aktualną fazę walki o istnienie narodu niemieckiego, wymaga bezpieczeństwo Rzeszy […]
Należy więc orzec takie kary, aby ich działanie odstraszające było jak największe. W przypadku Polaków osiągnięcie tego celu możliwe jest jedynie poprzez orzeczenie kary śmierci. Wieloletnia kara pozbawienia wolności nie jest wystarczająca, gdyż Polacy wrogo nastawieni wobec wszystkiego, co niemieckie, nadal są przekonani o upadku Wielkiej Rzeszy Niemieckiej i wierzą, że ich rodacy przebywający w obozach karnych wcześniej czy później odzyskają wolność”.
Wszystkich skazano na podstawie rozporządzeń wydanych przez niemieckiego okupanta w grudniu 1941 r. i styczniu 1942 r., a zatem ponad rok po inkryminowanych aktach — z mocą wsteczną.
Wszechwładny nadzorca Reichsgau Wartheland, Artur Greiser, oczywiście nie skorzystał z prawa łaski, mimo próśb ze strony rodzin.
Na wykonanie wyroku skazanych 18 sierpnia 1942 r. przewieziono do Drezna, do więzienia w kompleksie budynków służących także jako sąd i miejsce egzekucji, przy Münchner Platz 3. Przetrzymywano ich w pojedynczych, wąskich na ok. 1 m, celach, bez możliwości kontaktu.
Wyrok Niemcy wykonali 24 sierpnia 1942 r. o godz. 2040, w dzień wspomnienia Maryi Wspomożycielki Wiernych, do której tyle razy się modlili chłopcy.
W drezdeńskim więzieniu piątce przyjaciół oraz trzem innych Polakom (wspomnianym Hieronimowi Jędrusiakowi i Marianowi Kiszce oraz skazanemu w odrębnym procesie Bogdanowi Wysockiemu) dane jednak było spotakać się jeszcze raz — tym razem już ostatni…
Ostatnim życzeniem skazańców była możliwość spowiedzi i przyjęcia komunii świętej, które to łaskawie spełniono, chłopcy pojednali się z Bogiem, tuż przed ostatnią swoją drogą do Niego.
Duszpasterz więzienny, o. Franciszek (niem. Franz) Bänsch, zakonnik Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, czyli oblat, którego za potajemne sporządzanie notatek ze wszystkich egzekucji dokonanych w latach wojny w Dreźnie — było ich 1,386 — przekazywanie grypsów, odnotowywanie danych i miejsc pochówku straconych, i wreszcie wystawienie im po upadku III Rzeszy Niemieckiej małej kapliczki (za czasów komunistycznych!), w 2006 r. miasto uhonorowało nazwaniem ulicy jego imieniem i pomnikiem, zanotował:
„Na krótko przed godziną 9:00 wieczorem więźniowie zaintonowali pieśń religijną, którą zaśpiewali przytłumionym głosem w języku ojczystym.
Do celi znowu wdarł się strażnik więzienny i zawołał: Koniec śpiewania!
I ja byłem w tej celi. Pod koniec, krótko przed wyprowadzeniem prosili jeszcze: Przewielebność, proszę trzymać krzyż bardzo wysoko, żebyśmy go mogli widzieć.
Każdy z nich w milczeniu poszedł pod gilotynę.”
Na plac, gdzie znajdowała się gilotyna, skazańców — bez koszul, z rękami związanymi z tyłu — prowadzono pojedynczo, najprawdopodobniej w kolejności alfabetycznej nazwisk. A więc pierwszym był Czesław.
Prawdopodobnie odczytano im wyrok i powiadomienie o nieskorzystaniu przez Greisera z prawa łaski.
Wykonanie wszystkich 8 egzekucji zajęło katowi, tradycyjnie ubranemu w garnitur i cylinder, w asyście trzech pomocników, 16 minut.
Miejsce egzekucji w więzieniu w Dreźnie.
Ksiądz w księdze zmarłych, że dzisiaj odprowadził na śmierć świętych.
Po umieszczeniu ciał w trumnach zawieziono je — Instytut Anatomii Uniwersytetu w Lipsku, który miał prawo do korzystania z ciał skazańców „w celach naukowych”, widocznie nie był zainteresowany — dlatego ciała przewieziono na cmentarz katolicki przy ul. Bremer 20, niedaleko więzienia w Dreźnie, i 29 sierpnia 1942 r. pochowano w zbiorowych grobach, w kwaterze dla skazańców–katolików, poza murami cmentarnymi. Czesław Jóźwiak został pochowany razem z Jarogniewem Wojciechowskim i Bogdanem Wysockim; Edward Kaźmierski z Franciszkiem Kęsym i z Marianem Kiszką; oraz Edward Klinik z Hieronimem Jędrusiakiem. W Księdze zmarłych Poznańska Piątka została zapisana pod następującymi numerami: Czesław Jóźwiak — nr 45, Edward Kaźmierski — nr 39, Franciszek Kęsy — nr 41, Edward Klinik — nr 42, Jarogniew Wojciechowski — nr 40 (czas pochówku: 1023).
Tam też spoczywają do dziś — ekshumacja nie jest możliwa, ich ciała wrzucone bowiem zostały do zbiorowych mogił mordowanych w więzieniu w Dreźnie. Nie wiadomo, w której z wielu warstw szczątek znajdować się mogą ich relikwie…
Oczywiście niemiecki, praworządny podatnik nie mógł być obciążony kosztami egzekucji. Obciążono więc nimi rodziny skazanych: 300 marek za egzekucję i 1,50 marki za każdy dzień uwięzienia. 12 fenigów za przesłanie rachunku.
Wcześniej, bo już 25 sierpnia 1942 r. na ulicach Poznania Niemcy rozlepili Obwieszczenie, na złowieszczym czerwonym papierze, informujące w dwu językach — co było niezwyczajne — na górze po niemiecku, a niżej łamaną polszczyzną, iż:
„Przez Strafsenat des Oberlandesgerichts w Posen skazani zostali dnia 31 lipca 1942 roku z powodu przygotowań do zdrady stanu na śmierć Bogdan Wysocki, Czesław Jóźwiak, Hieronim Jendrusiak, Marian Kiszka, Edward Klinik, Franciszek Kęsy, Jarogniew Wojciechowski, Edward Stanisław Kaźmierski wszyscy z Posen. Wyroki zostały dnia 24 sierpnia 1942 r. wykonane”.
Obwieszczenie podpisał niem. „Der Reichstatthalter im Warthegau (Generalstaatsanwalt)” (pl. „Gubernator Rzeszy w Kraju Warty (Prokurator Generalny)”), czyli Artur Greiser.
Czesław, zwyczajny — nadzwyczajny! — młodzieniec, wychowany w II Rzeczpospolitej, wierny Kościołowi do końca, beatyfikowany został 13 czerwca 1999 r. w Warszawie, przez papieża, św. Jana Pawła II , w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej. Razem z nim beatyfikowani zostali czterej przyjaciele: Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik i Jarogniew Wojciechowski.
Materiał filmowy:
Przypominamy przejmujące listy, które napisali na kilkanaście minut przed egzekucją.
Błogosławiony Czesław Jóźwiak (1919-1942)
Moi Najdrożsi Rodzice, Janko, Bracie Adzio, Józef
Właśnie dzisiaj, tj. 24, w dzień Maryi Wspomożycielki otrzymałem Wasze listy, przychodzi mi rozstać się z tym światem. Powiadam Wam, moi drodzy, że z taką radością schodzę z tego świata, więcej aniżeli miałbym być ułaskawionym. Wiem, że Maryja Wspomożyciela Wiernych, którą całe życie czciłem, wyjedna mi przebaczenie u Jezusa.
Przed chwilą wyspowiadałem się i zaraz przyjmę Komunię świętą do swego serca. Ksiądz będzie mi błogosławił przy egzekucji. Poza tym mamy tę wielką radość, że możemy się przed śmiercią wszyscy widzieć. Wszyscy koledzy jesteśmy w jednej celi. Jest 7.45 wieczorem, o godz. 8.30, tj. pół do dziewiątej zejdę z tego świata. Proszę Was tylko, nie płaczcie, nie rozpaczajcie, nie przejmujcie się. Bóg tak chciał. Szczególnie zwracam się to Ciebie, Matusiu Kochana, ofiaruj swój ból Matce Bolesnej, a Ona ukoi Twe zbolałe serce. Proszę Was bardzo, jeżeli w czym Was obraziłem, odpuśćcie mej duszy. Ja będę się za Was modlił do Boga o błogosławieństwo i o to, abyśmy kiedyś razem mogli zobaczyć się w niebie.
Tutaj składam pocałunki dla każdego z Was. Do zobaczenia w niebie
Wasz syn i brat
Czesław
Drezno, 24 VIII 1942 r.
Błogosławiony Edward Kaźmierski (1919-1942)
Drezno, 24 VIII 1942 r.
Moja Najukochańsza Mamusiu i najmilsze siostry!
Pożegnalny Wasz list odebrałem, za który Wam serdecznie dziękuję i który bardzo mnie ucieszył, że pogodziliście się z wolą Bożą. O, dziękujcie Najłaskawszemu Zbawcy, że nie wziął nas nieprzygotowanych z tego świata, lecz po pokucie, zaopatrzonych Ciałem Jezusa w Dzień Maryi Wspomożenia Wiernych. O, dziękujcie Bogu za Jego niepojęte miłosierdzie. Dał mi spokój. Pogodzony z Jego Przenajświętszą Wolą schodzę za chwilę z tego świata. Wszak On tak dobry, przebaczy nam.
Dziękuję Tobie, Mamusiu, za błogosławieństwo. Bóg tak chce. Żąda od Ciebie tej ofiary. O, złóż ją, Mamusiu, za mą duszę grzeszną. Przepraszam Was za wszystko z całego serca. Ciebie, kochana Mamusiu i Was, kochane Siostry i Szwagrze. Przepraszam wszystkich, którym zawiniłem i proszę pokornie o przebaczenie. Proszę o modlitwę, całuję Cię, Najukochańsza Matusiu, całuję Was najdroższe Marysiu, Helciu, Ulko, Kaziu, Anielko i Bożenko. Do zobaczenia w niebie!
Błagam Was, tylko nie płaczcie, bo każdy Wasz płacz nic mi nie pomoże; raczej do Boga módlcie się o spokój mej duszy. Kochany Heniu, przebacz wszystko. Dziękuję Ci za wszystko. Niech Tobie Bóg błogosławi i nagrodzi w opiece i pocieszeniu mej drogiej Matusi. Żegnam wszystkich krewnych, znajomych, kolegów – do zobaczenia w niebie – i proszę o modlitwę.
Bóg tak chciał. Niech Was wszystkich ma w swojej opiece Dobry Bóg, Matka Jego Najświętsza, św. Józef, św. Jan Bosko. Do upragnionego zobaczenie w niebie.
Wasz kochający syn i brat
Edek
Zostańcie z Bogiem!
Błogosławiony Franciszek Kęsy (1920-1942)
Dresden, 24.8.42 r.
Moi Najukochańsi Rodzice i Rodzeństwo
Nadeszła chwila pożegnania się z Wami i to właśnie w dniu 24 sierpnia, dzień Maryi W[spomożycielki] W[iernych]. Och, jaka to radość dla mnie, że już odchodzę z tego świata i to tak, jak powinien umierać każdy. Byłem właśnie przed chwilą u spowiedzi świętej, za chwilę zostanę posilony Najśw. Sakramentem. Bóg Dobry bierze mnie do siebie. Nie żałuję, że w tak młodym wieku schodzę z tego świata. Teraz jestem w stanie łaski, a nie wiem, czy później byłbym wierny mym przyrzeczeniom Bogu oddanym. Kochani Rodzice i Rodzeństwo, bardzo Was przepraszam raz jeszcze z całego serca za wszystko złe i żałuję za wszystko z całego serca, przebaczcie mi, idę do nieba. Do zobaczenia, tam w Niebie będę prosił Boga.
Właśnie przyjąłem Najśw. Sakrament. Módlcie się czasem za mnie. Zostańcie z Bogiem.
Wasz syn
Franek.
Już idę. Bardzo przepraszam za wszystko.
Błogosławiony Edward Klinik (1919-1942)
Najukochańsi Rodzice! Mamuńciu, Tato, Marysiu, Heńku!
Dziwne są wyroki Boże, lecz musimy się zawsze z nimi pogodzić, gdyż wszystko to jest dla dobra naszej duszy. Moi kochani, dziwna jest wola Jezusa, że zabiera mnie już w tak młodym wieku do siebie, lecz jakże szczęśliwa będzie dla mnie ta chwila, w której będę miał opuścić tę Ziemię. Jakże mogę się nie cieszyć, że odchodzę do Pana i mojej Matuchny Najświętszej zaopatrzony Ciałem Jezusa. Do ostatniej chwili Maryja była mi Matką. Teraz, kiedy Ty, Mamuńciu, nie będziesz mnie miała, weź Jezusa Matko, oto Syn Twój, Kochana Mamuńciu, dziękuję Tobie serdecznie za ostatnie błogosławieństwo i modlitwy. Pocztówkę odebrałem. Moi kochani, nie rozpaczajcie nade mną i nie płaczcie, gdyż ja jestem już z Jezusem i Maryją. Do ostatniej chwili z moją silną wiarą w sercu idę spokojnie do wieczności, gdyż nie wiadomo, co by mnie tutaj na ziemi czekało. Was proszę, moi kochani, o modlitwę za moją grzeszną duszę, proszę Was o przebaczenie mych grzechów młodości. Ściskam Was i całuję z całego serca i z całej duszy. Wasz zawsze kochający Syn i brat Edzio. Do zobaczenia się w niebie z Matuchną, Jezusem i św. J. Bosko. Ja zrozumiałem moje życie dokładnie, poznałem powołanie życiowe i cieszę się, że w niebie się odwdzięczę. Wasz Edziu. Wszystkich ściska i całuje
Edziu.
Błogosławiony Jarogniew Wojciechowski (1922-1942)
24 VIII 1942 r.
Najdroższa Liduś!
Z całego serca dziękuję Wam, tj. Liduś Tobie, Heniowi i Irce, i wszystkim tym, którzy o mnie raczyli pamiętać w chwilach życia. Poznałem i przejrzałem dokładnie życie Matusi, Ojca, Twoje i swoje i dlatego jestem pewny, że będziesz się raczej ze mną cieszyć, a nie rozpaczać, bo dostępuję nadzwyczajnej łaski Bożej i odchodzę poznawszy gruntowne moją przeszłość, bez najmniejszego żalu.
Świat, życie i ludzi również poznałem i dlatego dzisiaj, Kochana, najmilsza Liduś, bądź pewna, że Ty sama na tej ziemi nie zostajesz. Ja i Mamusia jesteśmy zawsze przy Tobie. O jedno Cię proszę, uczucia w każdej chwili Twego życia powierzaj tylko Jezusowi i Maryi, bo u Nich znajdziesz ukojenie. Ludzi nie przeceniaj zbyt w dobrym ani w złym. Pomyśl, jakie prawdziwe szczęście! Odchodzę zjednoczony z Jezusem przez Komunię świętą. W tej ostatniej mojej Komunii św. myślę o Tobie i ofiaruję ją za Ciebie i za siebie z tą nadzieją, że cała nasza rodzina bez wyjątku będzie szczęśliwa tam u Góry.
Proszę Cię, proś Ojca naszego o przebaczenie wszystkiego, co uczyniłem złego z tym zapewnieniem, że zawsze go kochałem. W ostatniej chwili przebaczenia i modlitwy jestem z Tobą stale. Idę już i oczekuję Cię tam w Niebie z Matusią najmilszą.
Trudno, nie mogę więcej pisać. Módlcie się wszyscy za mnie, a ja odwdzięczę się Wam wszystkim tam u góry. Jezus, Maryja Józef.
Zawsze kochający Cię brat
Jarosz.
Dla wszystkich pozdrowienia i uściski
(Wojciechowski)
Opracowano na podstawie informacji ze stron internetowych: